tag:blogger.com,1999:blog-69796634570890364262024-03-05T06:38:03.252-08:00A sny upadły, tłukąc się o rzeczywistość na dnie zbrudzonego oka...Gnijące Jasnowłose Dziewczęhttp://www.blogger.com/profile/12780061771638815888noreply@blogger.comBlogger3125tag:blogger.com,1999:blog-6979663457089036426.post-72525708058126186132013-06-16T04:06:00.005-07:002013-06-18T22:56:06.200-07:00Rozdział I<br />
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman", "serif";"><span style="font-size: x-large;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Kroniki nienawiści do bestii</span></span></span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;">Kontynent Gamma</span></i><span style="font-size: 12.0pt;">
otoczony z północy morzem Aim, z zachodu oceanem Salamanu, od południa morzem Stalaktytowym,
zaś z zachodu przełęczą Illujanka pełnej węży i burzowych zjawisk pogodowych,
nie był wielki ani urozmaicony geograficznie. Mieścił ledwie trzy państwa na
swych ziemiach, z czego jedno osiągnęło niebywały światowy sukces, a dwa
kolejne z trudem utrzymywały niezależność. Gamma graniczyła z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">kontynentem Alfa</i> od strony przełęczy i
dzielił morze stalaktytowe z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">kontynentem
Delta</i> najbardziej dzikim miejscem w ludzkim świecie. Razem tworzyły trójkąt
kontynentalny. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Państwo <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Międzymorski Kobalt</i> zabłysnęło dzięki swojej bliskości z ziemiami
Pradawnego Lądu Szaleństwa, co przyczyniło się do odkrycia szafirordzy.
Właściwości tych kamieni okazały się zbawienne dla ludzkości i ich możliwości
przelano na udoskonalenie techniki, wytworzenie energii, wyprodukowanie leków leczących z niemal wszystkich chorób, to udogodniło życie człowieka. Państwo podzielone na dwanaście
dystryktów, każdy o innej specjalizacji, formułowały Międzymorski Kobalt na
ułożony i harmoniczny system rządzony przez wiele osób, w których rękach tkwiło
dobro i przybytek. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W środkowej części państwa, w graniczących
obok siebie rozbudowanych <i style="mso-bidi-font-style: normal;">dystryktach Ula
i Plastra miodu</i> figurowały fabryki i korporacje zarządzające produkcją, i
eksploatacją szafirordzy. Zurbanizowane miasta wraz z kilkoma dystryktami,
gównie mieszkalnymi i urzędowymi, utworzyły obszar, okrąg władzy i przepychu,
gdzie w najbogatszych dzielnicach kawałki cennych minerałów nosiło się w
złotych pierścionkach. Powstały laboratoria zajmujące się genezą białolicych
awraga, na uczelniach otworzono nowe kierunki związane z techniką i
możliwościami szafirordzy, w szpitalach utworzyły się oddziały, gdzie kamienie
sprawowały główne narządzie leczenia. Ludzkość uzależniła się w szybkim czasie
od właściwości minerałów, narosło zapotrzebowanie i wizyty na odległych
ziemiach stały się częstsze. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Białe tygrysy ginęły w zawrotnym tempie,
chociaż na światowych kongresach ustalono ilość zabijanych zwierząt i
częstotliwość polowania na awraga, to jednak nie wystarczyło. Człowiek zdał
sobie sprawę, że bez szafirordzy życie jest o wiele trudniejsze, a strach przed
utratą drogocennego kamienia, powodował liczne protesty. Ludzie domagali się
wybijania tygrysów, żądali nabywania minerałów na zapas, na czasy ciężkie,
jakie przecież mogły kiedyś nastąpić.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Miasto
na Pograniczu Otchłani</i>, trzeci dystrykt w kolejności, nie było światłym
miejscem, ale liczyło się dla państwa ze względu na swoje bliskie graniczenie z
ziemiami lądu. Istniało tutaj przewężenie, dzielące kontynent Gamma od wyspy za
obłokami, mierzące nie więcej niż sześćset metrów, co znacznie przybliżało dwa
różne światy. Ponad sześćdziesiąt lat temu wybudowano ruchomy most, który
połączył odległe ziemie i przyciągnął ludzkość do czegoś niesłychanego, co
uzależniło człowieka, i sprowadziło na niego gniew istot tam mieszkających. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Od najdawniejszych czasów ludzie próbowali
pojąć dlaczego ich starania szły na marne i pradawny ląd pozostawał poza ich
zasięgiem? Wielokrotnie starano się stworzyć pomost łączący te dwa skrajne
światy, jednakże za każdym razem działa się katastrofa; to plagi, epidemie,
trzęsienia ziemi i osuwiska, zgony ludzi pracujących. Loty samolotem, gdy te
zostały wynalezione, również kończyły się upadkiem maszyny w dół zdającego się
nie mieć końca rowu. Same ziemie odległej wyspy pośrodku obłoków spowite były w
gęstej, szarej mgle przez pięć wieków, uniemożliwiającej zobaczenie chociażby
skrawka z odległego terenu. Jedynie cienie przemykające w mglistej osłonie,
unoszące się w zadymionym powietrzu, sugerowały że to miejsce nie było martwe,
a przesycone czymś dziwnym i przerażającym. Niezaprzeczalnie groźnym.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Dopiero w wieku dziewiętnastym zasłona
opadła, mgła się rozrzedziła i ujawniły się oczom ludzi kontury nieznanych
ziem. W latach trzydziestych wieku dwudziestego odważono się stworzyć przejście
na odległe ziemie. Z początku linowa konstrukcja mostu z dwuosobową gondolą
służyć miała, jako trasa dla naukowców, idących na pradawny ląd w celu
zbadania, czy na terenie nieznanych ziem istniało coś zagrażające ludzkości?
Odnaleziono tam florę i faunę różną od tej znanej ludziom z ich świata. Ta duża
i niebezpieczna kraina, wydawała się miejscem oderwanym od rzeczywistości
reszty świata, jakby była tworem przez pomyłkę rozwiniętym tutaj, na terenie
kuli ziemskiej. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W roku trzydziestym szóstym, po którejś
wyprawienie na wyspę, odnaleziono istoty, zwierzęta, których los na
kontynentach został przerwany przez nadmierne zabijanie dla futra. Tygrysy wymarłe
w świecie ludzi, żyły w spokoju na Pradawnym Lądzie Szaleństwa, jednakże ich
majestatyczność skłaniała naukowców do osądu, że to nie były zwykłe dzikie koty
żądne krwi i walk o terytoria. Było w nich coś więcej; duma i mądrość, i jak
później się okazało tuż pod sercem mieściły się kamienie; szafiry tak je
nazwano, dające tym zwierzętom siłę ponadprzeciętną i zdrowie niezniszczalne. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Pierwsze dwa pojmane tygrysy trafiły do
ogrodu zoologicznego i pod baczną obserwację naukowców uważających, że te
stworzenia nie są tymi samymi kotami, które zamieszkiwały do niedawna świat
ludzi. Agresywne zachowania uniemożliwiały lepsze poznanie dwójki białych
istot, ale słabły one z każdym dniem przebywania na ogrodzonym terenie i z
potężnych zabójców, stawały się coraz wyraźniej apatycznymi dużymi acz
niegroźnymi kotami. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Padły w tym samym czasie, chociaż z
wyglądu zdawały się być zdrowe, pozbawione jedynie chęci do życia w zamknięciu.
Przeprowadzona sekcja ujawniła wówczas, co nadawało zwierzętom majestatyczności.
Niebieski kamień wielkości równającej się serca, spoczywał tuż pod nim i był
połączonym licznymi żyłkami z mięśniem. Ten przełomowy moment dla ludzi
zwiastował chaos na spokojnych ziemiach pradawnego lądu, upadek porządku w
życiu białolicych awraga, widzianych jedynie jako worki noszące w sobie dobro
ludzkości i zgubę zwierząt. Odłączenie szafirordzy powodowało śmierć tygrysa,
mimo iż naukowcy próbowali usypiać zwierzęta i pozbawiać je minerałów w sposób
niegroźny dla ich życia. Każdy zabieg kończył się ustaniem akcji serca. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Z poczutą stworzenia łapano i
transportowano do Międzymorskiego Kobaltu nowo utworzonym zamykanym mostem,
gdzie zabierano szafirordzę, i zdzierano skórę zwierząt, a ciała zazwyczaj
palono bądź przerabiano na karmę dla innych istot. Wraz z pojawieniem się problemów
przy próbie zabrania białolicych na ziemie kontynentu Gamma, postanowiono
wycinać minerał na pradawnym lądzie i tam też zostawiać ciała zwierząt. Nikt
nie spodziewał się, że z pozoru nieżywe tygrysy, odradzały się na nowo pod
postacią zwykłych rdzawych, pasiastych kotów; słabszych od awraga i podatnych na
choroby, ale gniewnych i rządnych zemsty na ludziach, którzy odebrali im jedyne
bogactwo, nazwano je <i style="mso-bidi-font-style: normal;">mścicielami</i>.<span style="mso-spacerun: yes;"> Tak oto człowiek stworzył sobie kolejnego wroga. </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Shawn Cornwell, kolejny z władców w
przełomowej erze rdzy, nie zdawał sobie sprawy, jakie zagrożenie czyhało na
ludzkość, na mieszkańców Międzymorskiego Kobaltu, gdy powstała, za jego czynem,
armia żołnierzy przeczesywała coraz głębsze odmęty Pradawnego Lądu Szaleństwa.
Cesarz, który władzę zdobył po śmierci swojego ojca, był pysznym i chciwym
człowiekiem, rządzącym ciężka ręką i prawem nie dbającym zanadto o dobro ludzi.
To za jego panowania odkryta została rakowa rdza, kamienie złudnie podobne do
niebieskich minerałów, ale nie posiadające żadnej przydatnej ich cechy. Niosły
ze sobą klęskę i kłopoty spowodowane promieniowaniem, odkrytym dopiero po
narodzinach dzieci, których rodzice mieli styczność z fałszywie pięknymi
szafirami. Tak rozpoczął się ciąg niepowodzeń państwa i produkcja dotychczas
pożądanych kamieni zmniejszyła się krytycznie, a oczy świata skierowały się ku
kontynentowi Gamma, ogarniętego zamieszkami i protestami mieszkańców. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Rok dwutysięczny czwarty stanowił początek
prawdziwej batalii przeciwko napromieniowanym dzieciom. Stan ludzkich umysłów
osiągnął maksimum gniewu skierowanego wyłącznie w stronę bestwolutów i
przyczynił się do bezprawnych egzekucji, i linczów. W tych chwiejnych czasach pozbawionych
głów zostało siedemdziesiąt osób w przedziale wiekowym od dziesięciu do
piętnastu lat. Sprawcą winy nie zostały udowodnione, uzasadniając zakończenie
postępowania i brak dalszego śledztwa zbyt małą ilością dowodów obciążających.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Mirabillisa <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>uniknęła szczęśliwie parszywego losu. Jako
mieszkanka wysuniętej najdalej na północ części państwa, była poza zasięgiem
największej koncentracji zła i dyskryminacji istot do niej podobnych. Centrum
opozycji miało miejsce w technologicznych dystryktach Ula i Plastra miodu, a
zezwolenie na działania bezprawne płynęło z samej siedziby cesarza,
niewielkiego dystryktu Pałacowego przylegającego do dwóch zurbanizowanych
terenów.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Z trzystu dwudziestu bestwolutów,
zarejestrowanych w spisie odmiennych, pozostało dwieście pięćdziesiąt dzieci i
młodzieży niepewnych swojego przyszłego losu, rozsianych po najskrytszych
zakątkach Międzymorskiego Kobaltu. Jednakże zaostrzający się konflikt rozprzestrzeniał
się na miejsca mniej rozwinięte i tereny zacofane, obfitujące w ludzi
przesądnych i ubogich w wykształcenie, podatnych na słowa osób ubranych
elegancko, widzianych jako ważne szychy.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Propaganda szyta i knuta skrupulatnie
przez <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>rząd zjednała mieszkańców, i
uzależniła ich od władzy cesarza, będącego w tych niestabilnych czasach ostoją,
bezpieczeństwem i jedynym wyznacznikiem prawdziwego dobra. Z reguły mało
szanowany władca stał się symbolem zwycięstwa, wyższości człowieka i postrzegać
go zaczęto jako wojownika walczącego w obronie słabszych, swoich poddanych w
zupełności oddanych mu. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Bestwoluty okazały się drogą do sukcesu
dla cesarza, jego kartą przetargową do uzyskania owocującej w dobrobyt
przyszłości. Korzystał z dóbr płynących z walki ludzi z napromieniowanymi
dziećmi i tylko nieliczni, pozostali przy zdrowych zmysłach, widzieli w tym
upadek państwa. Dziwili się jednak, dlaczego Cornwell tak śmiało pozwalał na
wyzbywanie się <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>bestwolutów, kiedy to one
dawały mu absolutną władzę? Cesarz nie zapomniał o tym i dla swojego dobra
zadbał o to w sposób, jak mu się wydawało, odpowiedni.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Vishwananda miała dwanaście lat, kiedy
odczuła największe gnębienie ze strony mieszkańców swojego dystryktu. W tym
samym roku zakończyła naukę w innej szkole, przenosząc się wraz z ojcem na
wiejskie tereny, przedmieścia dystryktu do nowo utworzonego obozu dla
napromieniowanych. Za sprawą rozporządzenia cesarza musiała opuścić rodzinny
dom. Zgodnie ze słowami Showna osoby dotknięte zarazą rakowej rdzy miały
pozostać oddzielone od zdrowych ludzi, a miejsce ich pobytu oddalone od
ostatniego terenu człowieka o dwa klinometry. Dodatkowo pojawiły się raporty
odnośnie szkodliwości i promieniowania ciał bestwolutów i ich prawa zostały
ograniczone do minimum. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Wieś
usytuowana nieopodal przepaści na swym łonie chroniła garstkę pokolenia,
liczącego ledwie dziesięć osób, z Miasta na Pograniczu Otchłani i czworo
młodych bestwolutów z małego <i style="mso-bidi-font-style: normal;">dystryktu
Okna na Pradawność.</i> U boku nielicznych dzieci zostali oddani rodzicie,
większość pozostała jednak porzucona przez rodzicieli i oddana pod łaskę, i
opiekę państwa. Mirabilissa należała do tych szczęśliwców, których nie
odtrącono w zupełności. Wraz z ojcem wiodła w końcu spokojne życie, normalne na
tyle ile zagwarantować mogła rzeczywistość. Nie rozpaczała, że matka wolała
pozostawić ją i zapomnieć, że kiedykolwiek miała córkę. Gdy odzyskała spokój
zrozumiała, że chciałaby tak żyć wiecznie.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-size: 12.0pt;">***</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Rok 2006, Obóz dla napromieniowanych</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Atłasowe rękawice spoczywały na dłoniach
dziewczyny. Mirabilissa nie nosiła ich ze strachu przed tym, że niekontrolowana
zmiana ujawni się na jej ciele. Przyzwyczaiła się do nich, polubiła i uznała je
za rzecz do niej przynależącą, nierozłączna, charakterystyczna na tyle, że
pragnęła je mieć przy sobie. Pozwalały dziewczynie uczyć się panować nad
sygnałami wzbudzającymi się w niej, gdy coś utkwionego w jej głowie usilnie
próbowało wyjść na brzegi skóry. Wyrobiła u siebie część z pełnej kontroli, ale
do ideału bestwoluty, o jakich czytała w gazetach, było Mirabilissie jeszcze
daleko. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Wyszła z domu o poranku, z przyzwyczajania
wypatrując od strony południowej samochodu ciężarowego z dostawą pożywienia. W
każdy piątek zjawiał się, kierując się z Miasta na Pograniczu Otchłani, z skrzyniami
produktów wyznaczonych przez Cesarza i uwzględnionymi przez bestwoluty
produktami, wybranymi wedle upodobań urzędników Showna, chociaż zdarzało się że
ignorowali prośby napromieniowanych dzieci. Niebieskooka starała się nie być
uzależniona od nikogo i nie zwykła wypisywać niczego, bowiem wystarczyło jej
tyle ile dał jej wielmożny władca. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zmierzała ulicą cichą, okrytą silnymi
promieniami słońca, w większości niezamieszkałą przez bestwoluty, otoczoną z
rozległymi łąkami i drobnymi drzewami dopiero co rosnącymi, i osiągającymi
kolosalne rozmiary. Przy rozwidleniu dróg stała grupa osób, żywo rozmawiając o
czymś co nie interesowało zbytnio dziewczyny. Skupiła się na obranym wcześniej
celu podróży, nie zamierzając przystawać przy podobnych do siebie, myślami
będąc obok ulubionego miejsca naprzeciwko przepaści i pradawnego lądu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Przyśpieszyła, spuszczając głowę i wzrok
osadzając na przybrudzonych trampkach, udając roztargnioną, oderwaną od
rzeczywistości. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Błagam, niech mnie
zignorują!</i> Zajęczała w duchu, kątem oka próbując uchwycić obraz grupy osób;
nieco rozmyty i niedający jednoznacznej odpowiedzi czy zainteresowali się jej
osobą. Mirabilissa przez ostatnie dwa lata spędzone w obozie zamknęła się w
sobie, stroniąc od znajomości, chociaż osoby, z którymi zamieszkiwała to
miejsce, były jej bliskie, nie mogła wyzbyć się jednak tej nienawiści w niej,
rosnącej każdego dnia, do systemu w jaki opakowano jej życie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Hej! – Zwołano za nią. Pojedynczy głos
natychmiastowo zatrzymał dziewczynę, kiedy wydawało się niebieskookiej, że
udało się jej uniknąć rozmowy. – Wybierasz się nad przepaść? Śpieszysz się?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nastolatka westchnęła z bezsilności i
zawróciła, uśmiechając się pod nosem w niewyraźnym, niejasnym znaczeniu; irytacji
bądź zadowolenia. Podeszła do zebranych bestwolutów z mieszanymi uczuciami
grającymi głośno pod czaszką, uporczywie dudniącymi z pulsującymi uderzeniami krwi. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Tak, spieszę się</i>. Zabrzmiały myśli, które nie ośmieliły się
przerodzić w słowa, zdusiła wewnątrz chęć wylania z siebie drzemiącego w niej
niezadowolenia, widząc towarzyszy niedoli. Zdała sobie sprawę, że nie mogła
wyżywać się na własnej rasie, to oni stanowili jedyny powód do bycia tutaj jeszcze w tym obozie, mieście, państwie.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nie sądziłam, że tak wcześnie wyjdziecie
na ulice – mruknęła obojętnie, przeszywając czwórkę osób spojrzeniem
pozbawionym radości. Atmosfera dzisiejszego dnia ociężale przewijała się między
dzieciakami, sugerując, że coś niedobrego wisi w zagęszczonym powietrzu. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- To była dziwna i ciężka noc – wydusiła z
siebie dziewczyna o ciemnych oczach i jasnych włosach barwy miodowej, z wąskim
nosem i pociągłą twarzą; bladą i chudną z wypiekami na kościstych policzkach.
Miała może piętnaście lat, a w obozie mogła liczyć wyłącznie na pomoc innych,
bowiem jej rodzice pozostawili ją pod opieką, nie opiekuńczego władcy.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Amy Malakian uchodziła za piękną wśród płci
przeciwnej, czym nie mogła poszczycić się Vishwananda odznaczająca się
zwyczajną urodą.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Tak! – Ożywił się chłopak, który przywołał
Mirabilissę nie skorą do spotkań towarzyskich. Szesnastoletni bestwolut o
piegowatej twarzy posiadał uśmiech szczery i uwodzicielski, ujawniający
dołeczki w policzkach, a brązowe włosy zwykle w nieładzie wiły się po jego
skroniach i czole, i w przegrodzie nosowej widniał kolczyk drgający przy ruchach
chłopaka. – Czujesz to, prawda? Jakieś zwiastuny upadku, naszego upadku wiszą
nad nami. To dziwne, nie wierze w przesądy i brednie o przeczuciach, ale coś
jest nie tak. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>-
Dlaczego nazwałeś to <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>akurat w ten
sposób? – Dziewczyna przerzuciła na niego zmartwiony wzrok, przesycony obawami.
Serce zabiło jej mocniej i odczuła uciążliwe duszenie w klatce. Nie wiedziała
dlaczego tak nerwowo zareagowała, ale nie potrafiła powstrzymać swojej reakcji
na wyrost ukazanej na twarzy. - To niepoważne, nieodpowiednie, to może
spowodować klęskę. Wypowiadając takie słowa jesteś w stanie przywołać upadek,
tak działa to, tak mówią o nich o jeźdźcach…</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Uspokój się – Zdziwił się, przerywając
dziewczynie. Wzruszył ramionami, nie wierząc w słowa nastolatki poważnie
opowiadającej o czymś obcym mu i zbędnym do życia, ale jej silne wczucie się w
wypowiedź i emocjonalność, skłoniły go zapytania się o przyczynę jej ożywienia.
- Co w tym było złego? <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Zwiastuny Upadku, jakbyś nie wiedział Aronie,
są utożsamiane z tygrysami z ziem pradawnego lądu. Podobno są ciemne, czarne,
smoliste, niektóre mają jasne paski, ale wszystkie oznaczają jedno upadek ładu
i głód. – Oznajmiła z wyższością w głosie brzmiącym nade dorośle jak na jej
trzynastoletni umysł. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zmierzyła osobę Arona, wyrażając głębokie
niezadowolenie jego brakami w podstawowych informacjach. Według dziewczyny to
każdy powinien wiedzieć, bowiem to tyczyło się głównie ich życia. Bestwoluty
zrodzone zostały z daru Pradawnego Lądu Szaleństwa i nastolatka widziała w tym
sens swojego istnienia, zatem zagłębianie się w historie o odległych ziemiach
sprawiały jej przyjemność i zarazem uczyły bycia lepszym sobą. Nie rozumiała,
dlaczego inni napromieniowani nie interesowali się tak wyspą, z której w
większości pochodzili.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Rany, Lissa za dużo siedzisz w tych
książkach – burknął kolejny szesnastolatek, najwyższy z całej trójki z włosami
długimi i kręconymi, sięgającymi ramion i odznaczającymi się szatynowa barwą.
Szeroki nos zdobił jego okrągłą twarz, a oczy jasne, szare oprawiał gęsty
wachlarz rzęs, o które zawsze zazdrosna była Amy.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Wybacz, chyba masz rację – Zgodziła się
bez protestów i naburmuszenia. Zrozumiała swój błąd i żałowała pochopnego
wypowiedzenia słów, które trzymać miała za zębami. Nie chciała uchodzić za
pannę wiedzącą wszystko i lepiej, mimo iż czasem się tak zachowywała, była w
stanie przyznać się do tego i okazać skruchę. - Też czuje to… przygnębienie,
chyba tak bym to nazwała. Może to powód mojego zdenerwowania. – Ostatnie zdanie
dodała ściszonym głosem, jakby obawiając się próby usprawiedliwienia swojej
złości.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Jednak samochód nie przyjeżdża –
przypomniała ciemnooka dziewczyna, kierując wzrok w stronę ulicy z rzadka
uczęszczanej, tylko ciężarówka przemierzała te trasę raz w tygodniu. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Czyżby cesarz dał nowe rozporządzenia? „ A
teraz będziemy głodzić napromieniowanych, badania wykazały, że kiedy jedzą rzeczy
naszej produkcji złe mocne niszczą uprawy i psują, to co udało nam się
przetworzyć”. – Amy udała władczy ton cesarza, odchrząkując po paru słowach
chrypę powstała przez wymuszoną barwę. Daryl poklepał ją po plecach delikatnie,
ale dziewczyna odrzuciła gwałtownie jego rękę, grożąc mu palcem wskazującym, oczami wyrażając: nie waż się więcej tak robić. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Faktycznie coś zgadza się z tymi
zwiastunami upadku. – Zauważył Aron, wymieniając znaczące spojrzenia z
jasnowłosą nastolatką. Ona uśmiechnęła się do chłopaka, sugerując mu, że lubi sposób
w jaki ją obserwuje, lubi jego oczy i piegowate policzki. Na moment jakby
zapomnieli, że są towarzystwie i pochłonięci w doglądaniu siebie zamilkli, a
cisza dla pozostałej dwójki okazała się męczącą chwilą; mdławą i nazbyt
przesiąkniętą uczuciem miłości. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Bardzo możliwe – zaśmiał się Daryl,
próbując przywołać przyjaciół na ziemię. Sytuacja rozluźniała się szybko, kiedy
dwójka zakochanych otrząsnęła się z zatracenia w oczach jasnych i ciemnych. –
Ciężarówki jak nie było tak nie ma, to poważny zwiastun głodu! </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- I bardzo śmieszny – rzekła zirytowana Mirabilissa,
zmieszana uczuciem zawisłym w powietrzu. Na ten czas nie odnalazła nikogo ani
żadnej rzeczy, którą mogłaby pokochać, podarowała wszystkie swoje afekty
negatywnej stronie, gdzie zmieniały się w złość i gniew; to one zazwyczaj
kierowały jej życiem. W całym chaosie jej wnętrza nie było miejsca na miłość. –
Myślcie sobie co chcecie. Ale ja wierzę w to.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Bestwoluty nie brały na poważnie słów
dziewczyny, uważali ją jeszcze za zbyt młodą osobę, nieprzystosowaną do
dziejących się wydarzeń i przykrej rzeczywistości ubezwłasnowolnienia. Niebieskooka
była dla nich niczym młodsza siostra, posiadająca swój świat, z którego jeszcze
nie wyrosła, ale Mirabilissa jak na trzynaście lat rozumiała dobrze i nawet za
wiele z czego nie zdawali sobie sprawy młodzi ludzie. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Dzieciak z ciebie – rzekł Daryl, machając
ręką w wyraźne lekceważenia dziewczyny i jej przestróg; brzmiących
niedorzecznie i bajkowo. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Tak sądzisz?! – Oburzyła się, fukając na
niego złośliwie i czerwieniejąc na twarzy napiętej i pokrytej grymasem
niezadowolenia. Szczerze nienawidziła traktowania jej w sposób nieistotny,
nieważny, niekonkretny, gdy uznawano ją za dziecko widzące zbyt jaskrawo
wydarzenia i sytuacje, tak naprawdę nieistotne. Mogła zgodzić się, że czasem
przesadzała, ale w większości uważała, że ma rację i wielokrotnie próbowała ją
udowodnić. – Zobaczysz, osiągnę więcej niż ty! A przynajmniej będę wiedziała,
kiedy wydarzy się coś złego, wystarczy znać się na symbolach…<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Dobra, skończymy, wyluzujesz się w końcu? –
Załagodził sytuację Aron, przykładając dłoń do ust dziewczyny, aby się nie
sprzeciwiła. - Bez spięć, ok? </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Niech ci będzie – zgodziła się, kiedy
wyswobodziła się z ucisku chłopaka. Nie miała siły na dalszą kłótnię, ta
atmosfera i przeczucie zabrały jej resztki z marnej energii, którą gnieździła w
sobie. Każdy z nich nie emanował dzisiejszego dnia radością ani ochotą na nic
konkretnego, jedynie rzeczy czynione co dzień i z przyzwyczajenia, zmuszały ich
do opuszczenia domów. – Idę, na razie…</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nie chcesz z nami potrenować? – Zapytał
piegus, licząc na towarzystwo dziewczyny.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Odkąd zamieszkali wspólnie w obozie,
potajemnie spotkali się w rozległych podziemnych grotach, gdzie ćwiczyli swoje
umiejętności, jak to robiły wszystkie bestwoluty skupione w odizolowanych
miejscach na całym terenie Międzymorskiego Kobaltu. To solidarność i więź, jaka
niezaprzeczalnie łączyła nawet obce sobie osoby, motywowała ich do doskonalenia
siebie, doskonalenia sił nieprzeciętnego organizmu. Wszystkie bestwoluty
pragnęły zemsty, chociaż bez sprzeciwów czy buntów znosiły kolejne upokorzenia
władcy, szkoliły się wzajemnie, aby kiedyś stanąć naprzeciwko armii cesarza.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Aron tym bardziej pragnął, żeby osoba
Mirabilissy dołączyła do nich, bowiem nie często zjawiała się na treningach,
stroniąc od nich, jakby bała się ekspozycji sił. Dla nich była zwyczajnie słaba
i ślamazarna, co wytykali jej przy spotkaniach, ale to nie poprawiało nastroju
dziewczynie, nie zagrzewało do walki. Zrażona zaprzestała chodzić wspólnie z
bestwolutami z obozu i zagrzebała się w książkach, w nich szukając wyjaśnienia,
dlaczego nie radziła sobie tak dobrze jak inni? <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Pewnie nie może, bo musi nam udowodnić, że
w legendach piszą prawdę – zakpił, kręcąc z dezaprobata głową. Aron rzucił mu
ostrzegawcze spojrzenie, a chłopak uniósł brwi w zdziwieniu układającym się w
słowa; <i>no co</i>, których nie wypowiedział. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Daryl, żebyś wiedział, ty ignorancie! –
Pokazała chłopakowi środkowy palec, uśmiechnęła się słodko i fałszywie, po czym
zwróciła się w stronę swojej drogi. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-size: 12.0pt;">***</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Rok 2006, Dystrykt Pałacowy </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kapitol, siedziba cesarza, od kilku dni
okupowana była przez mieszkańców protestujących i żądających zakończenia spraw
związanych z bestwolutami. Shown zaniepokojony spoglądał przez odsłonięte
delikatnie satynową zasłoną okno gabinetu, zastanawiając się co podburzyło tak
ludność Międzymorskiego Kobaltu? Napromieniowane dzieci z reguły zachowywały
się dobrze, owszem zdarzały się przypadki buntujących się osobników, ale były
to sporadyczne zdarzenia, nie miał zatem powodów do obaw, tym bardziej nie
powinni mieć ich mieszkańcy, a jednak coś leżało im na sercach.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Cornwell widział w tym spisek, plany
stworzone przez kogoś, mające na celu zrzucenie go ze stołka, odciągnięcie od
władzy absolutnej, którą zdobył w ciągu ostatnich paru lat. Ktoś zrozumiał, że
bestwoluty stały się dla cesarza dobrym sposobem do zarządzania mieszkańcami,
motywem, pretekstem i narzędziem do omamiania umysłów ludzi, potrzebujących
osoby prowadzącej ich przez trudności życia. Komuś najwidoczniej nie podobał
się typ władzy, jakim posługiwał się Shown i model państwa, jaki stworzył,
gdzie tylko on mógł czuć się komfortowo. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Mężczyzna odszedł od okna z ręką masującą
podbródek. Zazwyczaj gest ten oznaczał głębokie zamyślenie i rozważanie nad
wszystkim, co otaczało go i doprowadzało do szału. Zasiadł za biurkiem okrytym
chaosem niepoukładanych papierów, włączając uśpiony laptop, a oczom władcy
ukazały się czytane przed momentem pogróżki i zawiadomienia o jego rychłym
upadku na dno społeczeństwa, które sam stworzył. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Twarz Showna pobladła z bezsilności
ujawniającej się coraz śmielej w jego umyśle, walczącym z myślami o przegranej
władzy. Podkowy zakreśliły silne łuki pod oczami zmęczonymi o tęczówkach
błękitnych, ale jakby bez blasku i powiekach przymrużonych, nie potrafiących
trzymać się wysoko. Wyraziste kontury o pełnych policzkach wyostrzyły się w
nieprzyjemnym wyrazie i skóra wklęsła nadając podłużny kształt twarzy władcy,
teraz już bez majestatyczności i blasku młodego, lubiącego uwodzić mężczyzny.
Ciemne włosy, chociaż proste, tworzyły skomplikowane formacje nieładu, zakryte
były przez większość czasu kapturem czerwonej szaty, z którą nie rozstawał się
cesarz. Mężczyzna przymknął oczy i westchnął, wolno wypuszczając powietrze.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Gabinet spowity w półmroku oferował
mężczyźnie niepełną ciszę, zakłócaną przytłumionym dudnieniem ulicy pełnej protestujących
ludzi. Jasne ściany w brązowe wzory męczyły oczy po dłuższym na nie patrzeniu,
ale w większości zakryte wystawnymi meblami, tylko w nielicznych miejscach
ukazywały swoją pełną formę. Półki uginały się pod ciężarem książek, których to
Shown nie przeczytał ani razu, ale trzymał je ze względu na ojca, bowiem były
one jego dorobkiem, tym co kochał naprawdę. Cesarz, mimo iż nie dbał o nic, nie
potrafił od tak pozbyć się pamiątki po dawnym władcy.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Sam Cronwell nie przepadał za czytaniem i zdobywaniem
wiedzy poprzez te przedmioty, jak je zwał. Wolał sprzęt elektroniczny, gdzie
mógł słuchać o sprawach politycznych i sytuacjach ze świata, nie wytężając
wzroku przy wertowaniu zdań. Dla udogodnienia sobie czasu podczas odsłuchiwania
wiadomości, wstawił do gabinetu malowniczy barek i korzystał z niego w wolnych
chwilach od pracy. Chwil tych jednak było więcej niż mniej, a butelki z
alkoholem kończyły się w zawrotnym tempie uzupełniając jeszcze szybciej.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Cesarz poderwał się gwałtownie z
zajmowanego siedzenie i w sekundzie przemierzył dzielącą go odległość od mebla
uciech jego życia. Sięgnął po whiskey i szczodrze nalał sobie do szklanki o
grubym dnie, po czym obadał wzrokiem zawartość i dolał jeszcze uznając, że tyle
wystarczy mu do przebrnięcia kolejnych minut w gabinecie, zdającym się kurczyć i
go ograniczać, wypychać w głąb szaleństwa.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Drzwi do pomieszczenia otworzyły się niby
delikatnym, ale zdecydowanym ruchem. Osoba, która zawitała w tym miejscu, nie
była obca ani nie proszona i na jej widok Shown nie poczerwieniał od złości. <i>Corbin
Maughan</i>, wieloletni przyjaciel Cornwella, po objęciu przez mężczyznę władzy,
stał się jego prawą ręką, podporą w ciężkich sytuacjach, ale nie stracił tytułu
starego, dobrego znajomego, wciąż dobrze wypełniał tę rolę. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Corbin swoje długie jasne włosy zaczesywał
w kucyka, a ciało zbudowane przeciętnie ubierał każdego dnia w garnitur,
nadający mu należytego wyglądu na stanowisku jakie obejmował, mimo iż Shown
tego nie wymagał. Posiadał jasne oczy i zlewającą się z kolorem skóry oprawę
rzęs i brwi z daleka niemalże niewidocznych. Trójkątna twarz i okulary
spoczywające na wąskim, długim nosie kretowały postać Corbina na
intelektualistę i człowieka sukcesu. W pewnym sensie był taką osobą, chociaż cechowała
go podobna chciwość i przebiegłość co cesarza oraz egoistyczne myślenie o sobie
w mniejszym stopniu niż u Cornwella. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Maughan różnił się znacznie od
przyjaciela, ale łączyła ich skomplikowana więź, zamazująca dzielące ich
mankamenty. W Corbinie drzemały jeszcze zapędy do empatyczności wobec innych
ludzi i nachodziły go refleksje na temat zmiany państwa na to za czasów władzy
ojca Showna. Nie przeszkadzało mu, kiedy ludziom dobrze się żyło, jeżeli i on
miał święty spokój i dostatek. Niestety Cornwell zatracił się całkowicie w
myślach o dogadzaniu sobie, zapomniał kim naprawdę powinien być dla państwa, a
jednym jego sukcesem i zarazem klęską były śmiałe wyprawy na pradawny ląd, które przyczyniły się do jego problemów. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Cesarz jednym łykiem opróżnił zawartość
szklanki i z zadowoleniem zwrócił się w stronę przybyłego mężczyzny.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Dobrze, że jesteś! – Rzekł, odkładając
pusty przedmiot i kierując się powrotem w stronę biurka, za którym przesiadywał
całe dnie, myśląc nad sposobem ratunku swojej władzy i tronu.- Nalej sobie co
chcesz i usiądź ze mną. Musimy omówić tę sprawę. – Oznajmił, wskazując ręką w
kierunku okna, gdzie rozprzestrzeniał się widok buntującego się miasta
przeciwko jego władcy. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Właśnie
przyszedłem w tej sprawie – potwierdził Corbin, rezygnując z drogich trunków i
od razu zasiadając na krześle naprzeciwko przyjaciela, z miną poważną i smętną,
nie wróżącą luźnej a pouczająca rozmowę. Odchrząknął zwracając na siebie
zmęczone spojrzenie Showna i poluźnił krawat, zamierzając przejść do konkretów.
- To zaczyna wymykać się spod kontroli.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Wiem, Corbin, ja to wszystko wiem, ale co
mogę zrobić? – Wzruszył ramionami, rozkładając bezradnie ręce na boki. Brwi
uniosły się do góry, nadając żałosny wyraz twarzy i czoło pobrużdżone
zmarszczkami, bardziej widocznymi w tej mimice, odkryło przez jasnowłosym
przybyszem bezsilne wnętrze władcy, chylącego się ku upadkowi. - Zdajesz sobie
sprawę czego oni ode mnie oczekują? Nie mogę tego zrobić…</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Może czas wziąć po uwagę, to że boją się
bestwolutów – Zauważył Maugha, próbując w delikatny sposób nakierować rozmowę
na temat, o którym od początku zamierzał mówić. - Plotki krążące o
napromieniowanych wcale nie stawiają ich w dobrym świetle, zrozum to. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- W dobrym czy nie dobrym, to nie jest ważne!
– Zagrzmiał Cornwell, któremu grunt pod nogami ustępował i bezdenna pustka
czekała tylko aż wpadnie w nią na wieki zapomniany i zhańbiony. Obawiał się
utraty władzy bardziej niż życia, bo czymże było życie bez dóbr i wygód? Dla
cesarza niczym, zwykła wegetacją, czego nie zamierzał doświadczyć. - Oni są
moją gwarancją na władzę absolutną, kiedy się ich wyzbędę, będę mógł śmiało
ustąpić z tronu, bo kto będzie się przejmował mną, kiedy nastanie spokój? Temu
państwu potrzebne jest zagrożenie!</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Zagrożenie jest potrzebne tylko i
wyłącznie tobie. – Przeciwstawił się słowom przyjaciela, kręcąc przy tym
znacząco głową, z miną przedstawiającą zawziętość w dążeniu do uzyskania
zamierzonego celu. - Ale nie mam ci tego za złe, to w końcu twój sposób na
życie. Ale może zmienił być coś w swoich postępowaniach? Wspomógł trochę
państwo, nie wyłącznie siebie? Może to jest jednak ten dobry sposób na władzę?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Czego mi brakuje, no czego? – Shown
oderwał się od rzeczywistości, zanurzając w przemyśleniach o własnej osobie.
Słowa przyjaciela przeszły przez niego niezauważone, a w głowie pozostały
wyłącznie pytania tyczącego się jego osoby. - Jestem młodym i ambitnym władcą.
Mam dopiero trzydzieści lat, przede mną świetlana przyszłość, jeszcze tylko
mogę zrobić dla siebie, no i Międzymorskiego Kobaltu również…</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Zwołaj referendum dla wybranych przez
mieszkańców przedstawicieli z każdego dystryktu – Corbin nie wytrzyma
ignorancji ze strony Cornwella i uderzył porządnie o blat biurka, aby przywołać
do porządku roztargnionego władcę. Poskutkowało, zdziwione spojrzenie cesarza
spoczęło na zdecydowanej i pewnej siebie osobie Maughana. - Pokaż, że słuchasz
swój lud. Shownie, oni tego potrzebują, wyrozumiałego władcy!<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Masz racje, jak zawsze… – Oznajmił słabym
głosem, wciąż nie otrząsając się z szoku. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Zwykły
doradca kieruje mną, co się porobiło z moją władzą?</i> Pomyślał, ale nie
rozwodził się nad tym, bowiem Corbin był jego przyjacielem i to w nim Cornwell
pokładał swoje nadzieję, to w nim szukał oparcia, i otrzymywał je w sposób jaki
nie zawsze wydawał mu się odpowiedni, lecz nie burzył się. Nagle ożywił się,
jakby dopiero teraz dodarł do niego sens słów mężczyzny. - Muszę odbudować
swoją reputację, to klucz do sukcesu! Referendum dzisiejszego dnia o godzinie
szesnastej, zawiadom stacje telewizyjne. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-size: 12.0pt;">***</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Godzina szesnasta, referendum</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zjawiło się dwunastu przedstawicieli z
każdego dystryktu państwa, o klasach i zawodach różnych, nie zawsze
osiągających wysokie stanowisko czy znaczenie. Mieli być przedstawicielami
prostych ludzi i tacy właśnie ukazali się cesarzowi. Zaproszeni do wnętrza
Kapitolu, przebywali w sali konferencyjnej nie ugoszczeni w żaden sposób,
potraktowani bardziej niczym zwykli intruzi, za których niejako miał ich Shown. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Władca starał się być elokwentnym i
okiełznanym w słowach, niestety wielokrotnie użył określeń obraźliwych i
chamskich, nie przystających mu, jako cesarzowi i obniżających jego ocenę w
oczach mieszkańców. Zdawał sobie sprawę, że podupada, widział to w urażonych twarzach
ludzi zebranych wokół dębowego stołu, którzy jeszcze do czasu tego spotkania,
mieli go za człowieka godnego zaufania. Shown rozwiał ich ostatnie nadzieje i
zamkną przed sobą jedyną drogę do osiągnięcia sukcesu. Westchnął, w głowie
pojawiły mu się plany zrezygnowania, poddania się i ogłoszenia <i>„odchodzę,
róbcie, co chcecie, mnie to już nie dotyczy”</i>. Corbin wyczuł zakłopotanie
przyjaciela, dlatego postanowił interweniować.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Wybaczcie, drodzy mieszkańcy
Międzymorskiego Kobaltu – zaczął, powstając z zajmowanego miejsca w rogu
pomieszczenia, po prawej stronie od fotelu Cornwella. Poprawił garnitur i
wygładził krawat, jasne włosy spięte w kucyka zsunęły się z ramienia. – Cesarz
jest poruszony tą sytuacją, podobnie jak wy. Jak widać jest on człowiekiem,
którego również ponoszą nerwy, ale nie oburzajcie się. To czas, aby wszystko
ustalić i dojść do porozumienia.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Człowieku! – Warknął gruby mężczyzna z
łysiną na czubku głowy i wąsami gęsto obrastającymi bladą skórę. Był
przedstawicielem dystryktu dziesiątego, wiejskiej siedziby rolników i hodowców
zwierząt, <i>Terytorium Wiejskie</i>, gdzie posiadał swoje własne pole i rozległe pastwisko dla krów. Przekrwione,
mętne oczy wybałuszył wściekle i złe spojrzenie padło na Corbina, próbującego
uratować sytuację. - Od godziny mówimy wam, że chcemy całkowitej eksterminacji
tych pasożytów!</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Spokojnie, bez nerwów i niepotrzebnych
słów. – Blondyn uniósł ręce, dając znak, aby mężczyzna spuścił z tonu. Kropelki
potu ujawniły się na twarzy Maughana, spływając wolno i nieprzyjemnie po ciele.
Ciemne okulary spoczywające na nosie zsunęły się w dół po wilgotnej skórze, ale
nadal dobrze ukrywały za ciemnymi szkłami oczy mężczyzny, znane jedynie
Shownowi. - Nie jesteśmy w stanie wykonać tego bez naruszenia praw. Mamy
przestrzegać wasze prawa, ale są mieszkańcy, którzy postanowili pozostać ze
swoimi dziećmi. Zabijając je, złamiemy ich prawa, czyli też wasze prawa.
Uszanujcie wolę innych.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- To nie żadne dzieci! – Zaprotestowała
kobieta piskliwym głosem drżącym od strachu, że odważyła się włączyć do
dyskusji. Młoda mieszkanka dystryktu piątego, mieszkalnego. <i>Kamienna Zabudowa</i>, w którym prowadziła
zwyczajne życie wraz z rodzicami, gdzie uczęszczała do pobliskiego liceum, przełknęła głośno ślinę, zorientowawszy się, że zapadła cisza, a oczy zebranych padły na nią. Krótko
ścięte ciemne włosy przylegały dobrze do ciała, a czoło zakrywała grzywka
ściętą w formie łuku podobnie lśniąca i gładka, ściśle stykająca się ze skórą.
To nadawało dziewczynie niecodziennego wyglądu, chociaż uroda nie zwalała z
nóg, było w niej coś fascynującego, co skutecznie przykuło wzrok cesarza.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Proszę nie osądzać tego w taki sposób –
Corbin zwrócił się do dziewczyny uprzejmie, nie pokazując po sobie złości, ale
ona jakby ją wyczuła i spuściła wzrok, milknąc i wsłuchując się wyłącznie w
wypowiedzi innych. Mężczyzna westchnął dyskretnie, a resztę swoich słów
skierował do całości. - Dla tych ojców i matek, którzy pozostali ze swoimi
córkami i synami, to są osoby, za które pewnie oddaliby życie. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- My domagamy się bezpieczeństwa! – Odezwał
się przedstawiciel dystryktu Ula oznaczonego numerem szóstym. Biznesmen w silne
wieku, zadbany i ubrany zanadto odświętnie, wręcz przesadnie pokazując swoją znaczną
pozycję, lecz nie należał do światowej ligi osób Ula. Był przeciętnym
przedstawicielem ludzi żyjących w obrzydliwie bogatym dystrykcie, posiadał
swoją własną aptekę z certyfikatem i zezwoleniem na sprzedaż produktów z wyrobu
szafirordzy. Jednakże interes nie szedł za dobrze mężczyźnie, bowiem odkąd
pojawiły się bestwoluty mieszkańcy Ula z nieufnością patrzyli na kamienie.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Czy nie jesteście bezpieczni? – Zapytał
Corbin, poprawiając już któryś raz z rzędu zsuwające się okulary. Przedmiot ten
dodawał mu odwagi, myśl że nikt nie spogląda mu prosto w oczy, pozwalała
wyluzować się Maughanowi i wpasować w sytuację. Nie obawiał się wysnuwać
wniosków i przeciwstawiać się rzucanym argumentom wydających się być sensownymi
słowami. Dyskusja szła Corbinowi znacznie lepiej niż Shownowi robiącemu takie
rzeczy na co dzień. - Obozy są oddalone od miast, żaden z was od dwóch lat nie
widział wolnego bestwoluta, w czym problem?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- W ich promieniowaniu – Wyjaśniła kobieta z
włosami ciemnymi, przeplatanymi siwymi pasmami, spiętymi w koka. Zimny wyraz
twarzy i głos o niskim tonie zawracały w umyśle, i sugerowały błędnie, że
mieszkanka dystryktu dziewiątego, przemysłowego, <i>Fabryczna Przystań</i>, zna się na rzeczy i doskonale wie
o czym mówi. W rzeczywistości była tylko koordynatorką w firmie swojego męża, a
o wydarzeniach i samych bestwolutach informacje czerpała z gazet, nie
zastanawiając się więcej nad całym sensem ostatnich wydarzeń. - Udowodniono, są
przypadki. Podobno wciąż będą rodzic się dzieci bestii, bo samych bestwolutów
jest za dużo na obszarze takiego państwa!</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- To zapewne są pomówienia. – Wtrącił się
cesarz, oszołomiony i zaskoczony tym, co kobieta przed momentem wyjawiła.
Zetknął się z wieloma plotkami o bestwolutach jako symbolach końca czy
bestiach, których istnienie zniszczy ludzka rasę, słów tych nie brał na
poważnie, nie posiadał żadnego argumentu, który skłoniłby go do zgodzenia się z
teoriami. Ale usłyszany przed momentem dowód na szkodliwość napromieniowanych
dzieci, wzbudził we władcy lęk, to był faktyczny powód strachu ludzi przed
zmutowanymi istotami, powód rozwiany przez kogoś, powód skutecznie rujnujący
jego władze. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ten spisek został skierowany
przeciwko mnie… <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></i></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nie możecie nam udowodnić, że te
stworzenia nie są szkodliwe – zauważyła kobieta z dystryktu siódmego. Jej
delikatny uśmiech na twarzy; bladej, bez witalności, zdawał się być obelżywym malunkiem
napinającym pozbawione sprężystości policzki; wiotkie i opadłe. Prosta sylwetka
nazbyt wymuszona, prawdziwie nienaturalna i niewygodna, dodawała kobiecie klasy
i powagi. Wzbudzała szacunek, a surowym spojrzeniem nakazywała uległości nawet
u samego cesarza. Tacy właśnie byli mieszkańcy dystryktu siódmego<i style="mso-bidi-font-style: normal;">,</i> niemal ogarnięci
szałem na temat swojej wyższości ponad wszystkim, sobie przypisywali odkrycie
cennych właściwości szafirordzy.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- W druga stronę to też działa - Shown
przeniósł wzrok na zebranych.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Pewne
spojrzenie wodziło po twarzach mieszkańców w nadziei, że poddadzą się, że
odpuszczą dążenie do celu, że uświadomią sobie kto jest władzą w tej sali.
Próbował utrzymać siłę i zdecydowanie, jednak oczy drżały i lśniły od
bezsilności. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Brak dowodów z waszej
strony. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- My mamy dowody! – Zawołał łysiejący
mężczyzna, unosząc groźnie rękę do góry, zaciśniętą w dużą, szeroką pięść,
zataczają okręgi w powietrzu, jakby wymachiwał niewidocznym narzędziem. Ponownie poczerwieniał na twarzy przejęty
sytuacją, w której żadna ze stron ustąpić nie zamierzała. Podatny na słowa
innych uwierzył we wszystkie brednie, jakie ktoś powiedział mu rzekomo w
tajemnicy. Tajemnicy tej utrzymać za zębami nie miał, a przeznaczeniem jego
było rozdmuchanie wszystkiego w dystrykcie dziesiątym. Uczynił to z rezultatem godnym intryganta. -<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nowe dzieci, które urodziły się bestiami.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- To niemożliwe! – Powiedział Shown, ale
słowa te skierowane bardziej do niego samego, dodarły również do zebranych,
zirytowanych postawą cesarza. Jedni prychnęli złośliwie, inni uśmiechnęli się
pogardliwie do władcy. Mężczyzna usłyszał wianuszek szeptów, słów mówionych w
ukryciu przed nim, słów oczerniających go, uznających za niegodnego władzy po
ojcu. Podupadł, właśnie stał się mniejszy niż najmniej warty obywatel jego
państwa. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Musze zrobić coś... Bez władzy
nie mam po co żyć. Musze zrobić coś</i>. - Dobrze, dobrze. Żądacie zabicia
bestwolutów...</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Tak, to są nasze roszczenia, nasze prawa i
bezpieczeństwo. – Spokojnie przytaknął milczący dotychczas mężczyzna. Mieszkaniec
dystryktu drugiego: <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ekologiczna Równowaga</i>,
zajmował się ochroną lasów i ratowaniem niszczonych przez człowieka terenów
naturalnych zielonych. W wyprawach na pradawny ląd nie widział nic dobrego, a
napromieniowane dzieci były dla niego zwykłym wynaturzeniem, karą dla ludzi,
którzy dopuścili się dewastacji miejsca, mającego pozostać po za zasięgiem
człowieka. Obawiał się tego kim były bestwoluty i mimo iż znajdowały się poza
zasięgiem miast, nie czuł komfortu na myśl, że parę kilometrów dalej znajduje
się obozowisko pełne dziwnych istot. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Kierując się waszymi prawami, czyli
prawami mieszkańców Międzymorskiego Kobaltu – Cornwell otrząsnął się, zbierając
porozrzucaną wokół osobowość władcy, rozerwaną przez argumenty ludzi zebranych.
Wymierzył sobie w myślach cios i ustawił do pionu, nakazał ubrać maskę cesarza;
silnego, nieulegającego wojownika, do którego należało ostatnie słowo. - Mogę
pozwolić jedynie na zabicie bestwolutów, którzy zostali porzuceni przez
rodziny, a ich opieka przypadła nam, władzom. Więcej nie mogę zrobić, świat
patrzy na nas i osądza. To jedyna rzecz jaką mogę zrobić teraz dla was. Musicie
uszanować tę decyzję.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Czy przystajecie na te warunku? – Corbin
pragnąc zakończyć referendum, szybko zadał zebranym pytaniem, nim padły
jakiekolwiek słowa protestujące. Shown w duchu dziękował mu za ten gest, sam
nie miał siły do toczenia kolejnych dyskusji, a postawienie mieszkańców przed
konkretnym wyborem, wydawało się dobrym posunięciem. W końcu co więcej mogli
ustalić podczas tego spotkania? Cornwell czuł, że to spodoba się ludziom, że
zobaczą w tym sens, a przede wszystkim pojmą, że to zgodne z prawem, ich prawem,
na które tak gorliwie się powoływali. Każda ze stron, w tej decyzji podjętej
przez cesarza, miała swój sukces. Mieszkańcy mogli odczuć ulgę, bowiem wiele
bestwolutów zostanie zabitych w najbliższym czasie, za to Shown nadal w rękach
dzierżyć będzie życia wielu napromieniowanych dzieci. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Władza powraca w chwale do mnie.</i> Pomyślał. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Ja mogę się zgodzić – Odparła dziewczyna o
lśniących, ciemnych włosach z dystryktu mieszkalnego. Dla niej było wszystko
jedno, pragnęła tylko zakończyć to dłużące się i nużące spotkanie. Nie
rozumiała co w ogóle tutaj robi, dlaczego kazano jej podejmować tak niegodziwe
decyzje, w końcu sama była niedojrzała, nieletnia, zachowaniem podobna do
bestwolutów. Nie chciała, aby przez jej słowa ktoś zginął, czuła się podle,
dlatego zgodziła się na takie warunku. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">To
lepsze niż mieliby zginąć wszyscy.</i> Przekonywała siebie. Wybrali ją, kiedy
szła spokojnie ulicą, nie zgodziła się w pierwszej chwili, lecz nie miała wówczas prawa do
przeciwstawiania się decyzji podjętej odgórnie. Mieszkańcy dystryktu również nie cieszyli się z wyboru,
ale skutecznie nakazali dziewczynie mówić, że istoty te są złe, że to nie
ludzie, a bestie, muszą zginąć. </span><br />
<span style="font-size: 12.0pt;"> Reszta siedziała w ciszy, ich nieobecnych wzrok
skazywał, że rozmyślają nad korzystnością warunków postawionych przez cesarza.
Kilka porozumiewawczych spojrzeń i jednogłośnie jedenastu mieszkańców przystało
na decyzję Showna. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Wspaniale! Dzisiejszego dnia o godzinie
dwudziestej zostanie ogłoszone rozporządzenie dotyczące eksterminacji
osieroconych bestwolutów. – Zawołał mężczyzna, powstając energicznie z
zajmowanego miejsca. - Dziękuję za spotkanie. </span></div>
<br />Gnijące Jasnowłose Dziewczęhttp://www.blogger.com/profile/12780061771638815888noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6979663457089036426.post-51306281339312121772013-05-22T14:19:00.000-07:002013-06-02T11:56:13.516-07:00Prolog<br />
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 24.0pt;">Przy wschodzącym upadku</span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nad Przepaścią</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kraniec ziemi, kraniec Miasta na
Pograniczu Otchłani pachniał tajemnicą skondensowaną w szaro-niebieskie obłoki
brodzące w głębokim rowie, oddzielającym świat ludzi od świata dzikości;
Pradawnego Lądu Szaleństwa. Tajemnice wirujące w ciemnościach głębokiego dołu
mówiły cicho, słowami ukrytymi przed zmysłami ludzi, dlaczego wyspa pomiędzy
wijącymi się wokół niej pasmami mgły, nie posiada połączenia z reszta lądu?
Unosząca się atmosfera przesycona sekretami odpychała od siebie naiwnych ludzi
sądzących, że są całym dobrem tego świata. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Blisko brzegu obłokowej fosy na
rozłożonym, wzorzystym atłasie siedziała dziewczyna w warkoczu sięgającym pasa,
której włosy wydawały się splecionymi długimi kłosami traw o kasztanowym
kolorze. Podobnie rzęsy gęste i zwiewne, mieszane ciemnymi i jasnymi barwami,
przypominały starannie przyciętą trawę rosnącą przy skraju ziemi. Skóra zaś
wyglądała na obsypaną drobnym, cielistym piachem i oczy jakby odbicie mgły
szaro-niebieskiej mieniły się odcieniami. Lecz cała ta otoczka, w którą ubrało
się ledwie ośmioletnie dziecko stanowiło jej różność od ludzi; zawistnych i
gniewnie nastawionych. Stanowiło jej wyjątkowo silną absorpcję otoczenia,
ujawniającą się na ciele upodabniającym się do cudów natury. Ten dar nie uchodził za dobrą rzecz w mniemaniu tych, którzy pozbawieni byli możliwości asymilacji ze światem.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W oczach wielu to niczemu winne dziecię
uchodziło za bestię, za demona zrodzonego z siły nieczystych kamieni
powleczonych rakową rdzą. Była uosobieniem klęski ludzkości, uosobieniem upadku
wspaniałych genów człowieka poprzez niezdecydowanie, ciągłą zmienność
zachodzącą w jej organizmie, oddalającym wygląd dziewczynki od ludzkiej
sylwetki doskonałości. Może wynikało to z zazdrości, może z niezrozumienia
mechanizmów tym władających, może była to zwykła bojaźń i lęk przed nieznanym,
co spowodowało, że skóra dziewczynki nabrała cech kameleona. Nie rozumieli bądź
nie chcieli zrozumieć fonemu asymilacji piękna świata do wnętrza ciała i
przelewania go z dokładnością na zewnętrzne płótno organizmu. Woleli nazwać ją
bestią.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Dziewczynka nie panowała nad zmiennością w
swoim wyglądzie, była jeszcze za młoda na pełną władzę nad ogromem siły w niej
drzemiącej. Przychodziła tutaj, gdzie mieszkańcy miasta nie zwykli się
zapuszczać z własnej woli i siadała w ciszy na atłasie, ciesząc się
różnorodnością swojego wyglądu. W tym momencie nikt nie wytykał jej palcami, nie
opisywał mało dyskretnie, nikt nie próbował wyśmiać jej, dlatego tak lubiła to
miejsce. Prawdziwie wolna od zasad i kanonów piękna pozwalała sobie na subtelne
odbijanie się nieba na gładzi skóry. Dobra zabawa rekompensowała dziecku jej
izolację od rówieśników, bowiem niewielu było takich jak ona, a miasto coraz
głośniej ukazywało swoją niechęć do dzieci bestii. Zaczęła chodzić do szkoły
innej niż dla wszystkich z garstką podobnych do siebie. Nie narzekała, gdyż
rozumieli się najlepiej w swoim odmiennym gronie, ale coraz odczuwalnie odciskała się na niej niechęć i
obrzydzenie innych. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Wyciągnęła lunetę z brudnego złota, którą
otrzymała od dalekiego wuja zafascynowanego jej zdolnościami i z nadzieją w
oczach spojrzała w dal Pradawnego Lądu Szaleństwa w poszukiwaniu słynnych
<i>białolicych awraga</i>. Ziemia gęsto porośnięta wysokimi trawami delikatnie poruszającymi się
na wietrze, przekradającym się po oddalonej wyspie, uspokajała wzrok sennym
widokiem pozbawionym zwierząt, a bogatym w kwiaty i zioła. W okolicy nie było
śladu po albinotycznych tygrysach ani innych istotach, które zwykle widywała, co
napełniło ją złością. Rozczarowana złożyła lunetę, pakując przedmiot do
poręcznej, lekkiej torby w kwiatki i dźwignęła się na równe nogi, zbierając z
ziemi pognieciony atłas. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Ostatni raz spojrzała w stronę odległego
lądu i ruszyła opieszale w kierunku Miasta na Pograniczu Otchłani. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">*</span><span style="font-size: x-large;">*</span><span style="font-size: large;">*</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Gazeta Szafirotechniki</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Wydarzenia
z ostatnich lat skłaniają nas do powiedzenia, że stanęliśmy na pograniczu
czegoś wielkiego dobrego i zarazem złego. Jesteśmy u stóp całkowitej władzy nad
ludzkimi organizmami, jak i o krok zdobycia kompletnej wiedzy o, jakże niezbędnych do
naszego życia, szafirordzach i kłopotliwej rakowej rdzy wydzielającej
promieniowanie, przysparzającej nam ostatnio wiele problemów. </i></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Zadajmy sobie istotne pytanie: do czego nas to doprowadzi? Miejmy nadzieję, że ogrom możliwości, jakie
na nas spłyną, nie przyćmi naszych umysłów, wszakże już okrzyknęliśmy dzieci napromieniowane
przez rdzę bestiami, a wiemy, że są tylko efektem naszych złych badań nad
produkcją szafirordzy. Nasze winy obracamy w złość przeciwko niewinnym istotom, czy nasz gniew i traktowanie tych dzieci jest uzasadniony? Nie wydaje mi się.</span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Przybliżmy teraz sylwetki tych istot uznawanych coraz śmielej za
stworzenia inne od ludzi. Czy tak jest rzeczywiście? Trudno jest mi się z tym
zgodzić i jeszcze ciężej zaprzeczyć temu, bo jednak te dzieci rozwijają się
inaczej i mają cechy wyraźnie inne od naszych, dlaczego więc mielibyśmy je nazywać
ludźmi? I pytanie: co skłania nas do uznania, że są całkowicie różne od człowieka? Zrodzone z genów kobiety i mężczyzny, czy to nie jest wystarczający powód, aby zaprzestać roztrząsania się nad ich genezą? Ten temat pozostanie kwestią sporną na długi czas, być może nigdy nie
dojdziemy do konsensu. Jeszcze wiele badań i testów minie nim określimy czym
tak naprawdę są napromieniowane dzieci, czy będą mogły żyć normalnie? Nie wiemy
jaki czeka ich los za parę lat, co rakowa rdza zdziała w ich wnętrzach. </span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Oto<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>kilka pojęć, które zostały
stworzone na potrzeby klasyfikacji napromieniowanych dzieci:</span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Bestwolucja to zmienność organizmu pod wpływem czynników zewnętrznych pochodzenia
naturalnego: rośliny, zwierzęta, otoczenie geograficzne. Najczęściej ma to
miejsce, gdy istota przebywa wśród innych gatunków, elementów natury przez dłuższy czas i
absorbuje ich energię. Prowadzi to do nabycia nowych cech fizycznych i zmiany częściowego
wyglądu pewnych organów ciała skopiowanych z innych istot. Organizm nie zmienia
się cały, nie zmienia kształtu, jedynie kolory i wygląd pewnych elementów
imitujących widziane sylwetki i formy. </span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Bestiogeneza jest rozwojem organizmu pod wpływem bestwolucji i następuje
za każdym razem rozpoczęcia tego procesu, jak i wtedy, kiedy organizm powraca
do kształtu sprzed zmiany. </span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Bestwolut to organizm podlegający bestwolucji. Wyglądem ani sposobem myślenia nie różni się od człowieka. Krążą pogłoski, że przejawiają większą inteligencję i siłę. Nie zostało to jeszcze udowodnione. </span></i></div>
<div align="right" class="MsoNoSpacing" style="text-align: right;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 12.0pt;">Salazar Phantom, sierpień 2001 rok</span></i></div>
<div align="right" class="MsoNoSpacing" style="text-align: right;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: large;">*</span></i><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: x-large;">*</span></i><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: large;">*</span></i></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Rękawice z atłasu</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Dziewczynka o kasztanowych włosach wróciła
do domu po piątkowych zajęciach w innej szkole, na rogu ulicy wstążkowej,
stworzonej na potrzeby grupy napromieniowanych. Siadła przy biurku okrytym
białym obrusem i rozrzuciła niedbale po blacie książki, szukając ukrytego w
głębi torby piórnika z długopisami. Odnalazłszy rzecz westchnęła donoście,
przewracając oczami i zabrała się nieśpiesznie do rutynowej czynności, którą mimo
braku chęci wykonywała z należytą uwagą i poświęceniem czasu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zadane lekcje odrabiała z gorliwością
rysującą na twarzy lekki uśmiech o ustach upodobnionych od wcześniej
dotkniętego płatka orchidei postawionej na parapecie zawalonym książkami. Grube
tomy opowiadały o legendach, o tygrysich władcach na pradawnym lądzie i
historiach mitycznych pełnych niebezpieczeństw, i białolicych awraga, które
uwielbiała czytać pogodnymi wieczorami przy świetle ażurowej lampy
przytwierdzonej do przeplatanego gwiazdkami sufitu. Tęsknie spojrzała w ich
stronę, w stronę huczącą przygodą i podróżami wzywającymi ją do zanurzenia się
w świecie beztroskim, choć zagrażającym życiu, ale powstrzymała swój zapał do
czytania. Sumienność była cechą łagodzącą jej temperamentem, rozumiała, że
rozpoczętą jedną rzecz powinna zakończyć i z tymi słowami zawisłymi w umyśle
powróciła do otwartych książek. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Pisała szybko w zeszycie w kratkę, kreśląc
niechlujnie po źle zapisanych słowach i idąc dalej w rozwiązywaniu, nie
przejmując się bazgrołami rujnującymi czytelny ład. Nie należała do osób
estetycznych i dbających o porządek liter na papierze. Robiła zazwyczaj zadania
prędko i z efektywnym wynikiem kierując się myślami, aby skończyć je możliwie
wcześnie. Naglona pasją wzbierającą wewnątrz pochłaniała zdania, przetwarzając
je natychmiast w słowa odpowiedzi i bez zastanawiania się nad sensem
utworzonego teksu spisywała go automatycznie razem z płynącymi myślami.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W pokoju panował przyjemny półmrok,
pozwalający cieniom w kątach poszerzyć swoje pole, sięgające już daleko w głąb
niewielkiego pomieszczenia. W takiej atmosferze dziewczynka czuła się najlepiej, toteż
zazwyczaj przysłaniała szczelnie okna wystawione na mocne działanie słońca i
zagłębiała się w swój prywatny świat pozbawiony różnic. Wówczas przylepione
gwiazdki na suficie rozpalały się blaskiem i mając nad sobą skrawek nieba czuła
się dryfującym w przestworzach aniołem. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W kuchni krzątała się matka dziewczynki,
hałasując i pokrzykując z nerwami na przedmioty domowego użytku, wypadające jej
z rąk, w niespodziewanych momentach braku uwagi, jakby specjalnie robiąc jej na
złość. Wysoka i szczupła o włosach tego samego kasztanowego odcienia, ale
twarzy znacznie różniącej się od rysów napromieniowanego dziecka, wydawała się pozbawiona
energii do dalszego życia. Przywiązana obowiązkiem do bycia w domu, który ją
przytłaczał, nie miała ochoty na okazywanie sztucznej radości. Zgorzkniała i
marudna uprzykrzała domownikom czas wolny od szkoły i pracy wyładowując na
nich swoje niepowodzenia w sferach zawodowych, jak i uczuciowych, nie
rozumiejąc, że niszczyła ostatni zalążek mogącego rozkwitnąć szczęścia. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Miała duże oczy o brązowej barwie i usta
wąskie bladoróżowe stapiające się z odcieniem skóry. Twarz kształtu trójkątnego
posiadała widoczne wyżłobienia w policzkach powodujące, że wyraz kobiety nabierał
surowości i braku cieplejszych uczuć wobec każdego napotkanego na drodze.
Głębokie wory nadawały zmęczenie i odbierały blask witalności. Uroda uszła,
ustępując miejsca ciągłemu zmęczeniu odbierającemu zdrowie<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>skórze i siłę brązu włókien w oczach. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Divya Vishwananda pracowała w instytucie
pozyskiwania źródeł energii z szafirordzy do czasu gdy nie zamknięto oddziału,
co wydarzyło się trzy lata temu. Podczas prac badawczych wielokrotnie miała
styczność z kamieniami, którym później nadano nazwę rakowej rdzy i określono
mianem szkodliwych. To przyczyniło się to mutacji w organizmie jej dziecka –
Mirabilissy Vishwananda. Dziecko z początku była dla kobiety cudem i
wyczekiwanym szczęściem, lecz z czasem stała się utrapieniem, powodem do wstydu
przed ludźmi. Okazała się rzeczą zepsutą i niezdolna do naprawy, niepotrzebną już więcej i niewartą wyrzucenia. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Od czasu silnej nagonki na bestwoluty Divya
traktowała córkę chłodniej z wyraźnym niezadowoleniem, że urodziła się inna,
jakby ukazując społeczeństwu, że również nie pochwala tego kim są
napromieniowani. Nie potrafiła przełamać narastającej z latami niechęci wobec
dziecka i powoli dochodziła do punku zobojętnienia, gdzie losy małej
dziewczynki wcale ją nie obchodziły.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Divya
uzależniona od opinii ludzi odseparowała się od Mirabilissy, odczytując każdą
niekontrolowaną zmianę w wyglądzie dziecka jako objaw szpecącej choroby, mogącej zagrażać jej samej. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span><br />
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Jasne światło wpadło przez osłonięte
matowymi zasłonami okna i otuliło ciepłem promieni dłonie myjące zabrudzone
tłuszczem talerze. Nerwowe ruchy nie radziły sobie z plamami, a żyły
wypiętrzyły się na skroniach, pulsując rytmem rozżalenia przepełniającego
kobietę bezsensownym gniewem. Nagły napływ złości przemknął do dłoni, które
rzuciły talerzem o blat, roztrzaskując go na dwie równe połówki. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Donośny dźwięk dobiegł do pokoju
dziewczynki, znajdującego się tuż obok kuchni, i zwrócił jej oczy w stronę
ściany, za którą czaiło się pomieszczenie jadalne. To nie pierwszy raz, kiedy działo
się coś takiego, kiedy kobieta niszczyła rzeczy wokół siebie, oczyszczając swój
umysł ze słów szaleństwa. Mirabilissa zmrużyła oczy ze smutkiem i powróciła do
rozwiązywania ostatniego zadania, czując żal gniotący drobne serce. Zdawała
sobie sprawę, że to jej wina, bowiem matka ostatnimi czasy nie kryła powodów
swoich furii.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Divya ochłonęła, ale drgające wewnątrz
emocje nie ustąpiły w pełni, nie oddawały pogody ducha i opanowania psychiki. Noszona afektami ruszyła w stronę pokoju córki,
gdzie cicho zaszyła się w progu, obserwując dziecko pracujące wytrwale przy
biurku. Ten widok nie rozczulił kobiety ani nie napełnił dumą na myśl, że ma takie pracowitą córkę. Brak emocji w oczach
wertujących sylwetkę Mirabilissy namacalnie odbijał się na ciele dziecka.
Dziewczynka czuła surowe spojrzenie, jednak nie śmiała zwrócić się w stronę
matki. Świetnie udała, że nie zauważyła jej, drżąc wewnątrz, kreśląc nierówne
litery.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kobieta uparcie przypatrywała się dziecku,
szukając punktu zaczepienia do wyładowania tlącego się nieustannie gniewu.
Sprawdzała dokładnie każdy widoczny element, zatrzymując się na dłużej przy
ustach, będących odbiciem lustrzanym orchidei chylącej się nad głową
Mirabilissy. Myśli zahuczały w uszach, ciśniecie napięło czaszkę. Pękły w niej
ostatnie wodze pohamowania i podeszła gwałtownie do biurka.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Znowu! – Zagrzmiała nad dzieckiem,
szarpiąc zdezorientowana Mirabilissę za ramię. Siłą zwróciła córkę w swoją
stronę, której usta straciły delikatny różany odcień kwiatu. – Ile razy mogę
powtarzać, abyś nie robiła tego w moim domu! </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- To nie ja! To moje ręce to robią! –
Zaprotestowała, z żalem obserwując czerwoną od zdenerwowania twarz matki.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Te twoje ręce – burknęła złośliwie,
ściskając mocno nadgarstki i wpatrując się niechętnie w delikatną, gładką skórę. -
Zaraz coś z tym zrobimy.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Divya opuściła pokój córki, idąc w
nieokreślonym kierunku. Dziewczynka odprowadziła ją zaszklonym wzrokiem i
zostawiła wszystko czym zajmowała się przy biurku, udając się do łóżka i
wtulając w ciepłą poduszkę uroniła kilka łez.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Późnym wieczorem kobieta zjawiła się
kolejny raz w progu zakątka Mirabilissy. Zastukała w drewno otwartych drzwi i
ogłosiła swoje przyjście dziewczynce, siedzącej na łóżku i czytającej książkę z
kolekcji opowieści trzymanych na parapecie. Opanowana i obdarowana przez los
lekkim uśmiechem zadowolenia, zasiadła na miękkim materacu, przymykając otwarty
tom legend spoczywający na złożonych nogach napromieniowanej. Dziecko niepewnie i ze złością
przemykającą na błękitnych tęczówkach patrzyło na rodzicielkę, skrywającą jedną
rękę za plecami, co napełniło bestwoluta przerażeniem. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Mam dla ciebie prezent – oznajmiła,
uśmiechając się szerzej, jednak ten gest niemal szczery, ukazał na twarzy
kobiety bruzdy nie świadczące o radości, a zagubieniu w złu i żalu wobec
przeszłych wydarzeń. – Będziesz nosić je zawsze i już nigdy nie pokażesz, że
jesteś inna.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Mówiąc to wyciągnęła rękę przed siebie, tą
skrywana za plecami, i rozwarła dłoń, w której widniały atłasowe rękawice szyte
przez kobietę popołudniem. Dziewczynka zabrała gładki materiał i naburmuszyła
się, napinając usta od złości. Policzki poczerwieniały i brwi ułożyły się
niżej, malując gniewny wyraz oczu.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Mój koc… - wycedziła przez zaciśnięte
zęby, ale nie miała w sobie tyle odwagi, aby wylać całą negatywność emocji na
matkę. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">*</span><span style="font-size: x-large;">*</span><span style="font-size: large;">*</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Płowy wygnaniec</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kraniec ziemi i odległy początek nowego pradawnego
świata za morzem szaro-niebieskich obłoków. Mirabilissa pojawiła się tutaj po
długiej nieobecności z atłasowymi rękawicami na dłoniach, stanowiących jej
nierozłączny element wyglądu. Przyzwyczajona do nich, zapominała o ich
ściąganiu i cieszeniu się wolnością, to nie miało już najmniejszego sensu. Po
roku czasu odizolowana od swojego ja nie pragnęła powracać do niego, bowiem
wpojono jej, że to złe i godne wstydu, dlatego wstydziła się, że taka jest.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Sięgnęła do torby po lunetę zarysowaną użytkowaniem
i spojrzała w przybliżone ziemie Pradawnego Lądu Szaleństwa, próbując odnaleźć,
jak zwykle, białolice awraga. Wolno przesuwała się brzegiem urwanej ziemi
zmieniającej się w głęboki rów, sięgający niewidzialnego, niesłyszalnego dna, kierując się ku
wschodniej części. Oddychała wolno ze zniecierpliwieniem rozpierającym klatkę, skłaniającym ją do uznania, że kolejny raz nic nie napatoczy się jej oczom, ale powstrzymała
się od tego osądu, zamierając na chwilę. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Wśród wysokich traw i dojrzewających zbóż
tygrys o płowym odcieniu złotego i psach mlecznobiałych brodził silną łapą we
mgle ocierającej się o urwisko. Widocznie zły, że nie może stanąć na
rozpływającej się powierzchni porykiwał donośnie, co widziała dziewczynka, ale nie
słyszała z tej odległości, dostrzegając jedynie mocno napinaną przeponę. Wybijał wściekle pazury w twardą powierzchnię i
machał ogonem wydającym się być mosiężnym tworem. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Mirabilissa czytała o tygrysach stojących
na czele łańcucha Bogów Szaleństwa. To płowi wygnańcy mieli być tymi, którzy
dali życie białolicym awragom i mścicielom pozbawionym przez ludzi szafirowej
wartości. To oni w swej niedoskonałej formie przekazywali doskonałość, gdy
zabierano im ciążący za sercem metal brzydoty i sprawiano, że płowa sylwetka
bielała, a wnętrze rodziło szafirordzę. Jednakże nie wierzyła w to zbytnio,
rozumiejąc, że istoty te dopełniały brakujący element i były w oczach wielu
ludzi wyłącznie miejskimi legendami, bożkami, do których nie powinno się modlić. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nikt nie udowodnił ich istnienia, być może
nikt nie chciał, aby większość wiedziała o pierwszych tygrysach, dających
początek wszystkiemu, co dobre dla ludzi. Płowi wygnańcy z jakiegoś powodu
zostali tak nazwani i zapomniani do tego stopnia aż uznano ich za mit.
Mirabilissa, jako dziewięcioletnie dziecko, nie zagłębiała się w sens tej
intrygi, nie zauważając jej w ogóle. Ucieszyła się, dostrzegając wyblakłego
kota, który teraz czmychnął w zarośla, kiedy ujrzał zarys postaci na skraju
drugiej ziemi. Dziewczynka złożyła lunetę i rozmarzonym wyrazem twarzy udała
się do domu.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Przysięgła nie mówić nikomu o tym, co
zobaczyła. Uznała to za znak, za błogosławieństwo, za symbol rychłych zmian na świecie. Widziała w tym swoją szansę. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">*</span><span style="font-size: x-large;">*</span><span style="font-size: large;">*</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Platynowa Klatka</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Warkot samochodu rozchodził się echem po
przestrzeni miasta zarośniętego krzewami i drzewami przebijającymi konarami
okna niezamieszkałych pokoi; pustych i szarych. Na przyczepie obudowanej wysoką,
kolczastą siatką siedziało czworo osób usadowionych dwójkami naprzeciwko siebie
z głowami opuszczonymi, ociężałymi przez minione wydarzenia. Byli zaniepokojeni
tym, co uczynili i zobaczyli w głuszy, i wyczerpani długą podróżą w głąb Pradawnego Lądu Szaleństwa,
którą odbyli pieszo w poszukiwaniu nosicieli szafirordzy. Nie rozpierała ich
radość ani duma, że udało im się odnaleźć białolicego awraga i schwytać do klatki
o platynowych prętach odbierających siłę tygrysim albinosom. Dziwne uczucie przegranej
opadło na nich z wysoka i odebrało swobodę oddychania w czystej przestrzeni
flory.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Uczynili rzecz złą i przynoszącą zagubienie
na ludzi, jednak oni sami, uzależnieni od władz wyższych, nie mogli powiedzieć
słów przeciwstawiających się temu. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zwierzę ryczało donoście i uderzało ciężkimi
łapami o platynowe pręty stawiające opór, i przenoszące całą moc uderzenia do
wnętrza awraga, gdzie impuls zamieniał się w ból. Niewielka przestrzeń uniemożliwiała
tygrysowi gwałtowne poruszanie się i bezowocne próby rozwinięcia sylwetki kończyły
się na stwarzaniu większej ilości chwil naznaczonych cierpieniem organizmu. Kot
nie poddawał się, nie uginał pod naporem łupiącej pod skórą gehenny, zbyt
owładnięty gniewem nie zdawał sobie sprawy, że to nie energia rozpierała go, a
zwykły ból podsycany rozeźleniem i żalem. Wściekły obserwował milczących ludzi.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kobieta ukradkiem spojrzała w stronę
tygrysa, ale zwątpiła w siebie i zalała się zimnem sunącym w dół ciała, kiedy
uświadomiła sobie, ile te niebieskie ślepia zwierzęcia miały w sobie cech
człowieka. Mądrość, ogrom wiedzy na temat świata i mieszanka uczuć, niezaprzeczalnie
należących do ludzkich emocji, biły z intensywnej bary tęczówki, ukazując awraga,
jako rozumną istotę, co wielu uznawało za szczyt absurdu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Agentka nigdy nie spotkała się z albinosem
w sytuacji, kiedy zwierzę było na wolności. Ostatni złapany tygrys w niewoli
stał się apatyczny i nabrał typowych cech zwierzęcych, tracąc ten czar zawarty
w ślepiach i postawę czyniącą go istotą zdolną myśleć logicznie. Teraz mogła
odczuć wyższość białolicych awrag, wyższość nad całą ludzkością i bez ociągania
się czy szukania wymówek, śmiało przyznałaby przed wszystkimi, że to prawdziwy
Bóg Szaleństwa, który dał człowiekowi całe dobro, i za które powinni być mu
wdzięczni. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kobieta odwróciła wzrok, kosmki jasnych
włosów wypadły spod niebieskiego, wojskowego hełmu z logiem oddziału, w którym
pracowała: <em>Sił ponadspecjalnych do misji na Pradawnym Lądzie</em>. Drżące oczy o jasnym
odcieniu, wpadającym w szarość, przeczucia na towarzyszy unikających rozmów i
kontaktów między sobą, wodzących wzrokiem niespokojnie po czystym niebie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Musimy się pośpieszyć most zamknie się za jakieś
dwadzieścia minut – oznajmił mężczyzna o wyrazie twarzy doświadczonego w bojach
żołnierza, kiedy odczuł na sobie przeszywające spojrzenie współtowarzyszki w
wyprawie. Jego rysy wyraźne i skóra pobrużdżona zmarszczkami nadawały powagi i
szacunki, z jakim powinni się do niego odnosić, i tak też robili jego kompani w
misjach. Brązowe oczy kontrastowały z siwymi włosami gładko przylegającymi do
ciała nawet po ściągnięciu hełmu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Zarząd będzie miał za złe – zaczęła kobieta,
łapiąc dłonią jasny kosmyk i owijając go spiralnie wokół palca ze złamanym
brzydko paznokciem. Zlękniona chciała usłyszeć słowa otuchy, ale temat jaki
zaczęła, nie mógł rozwinąć się dobrze. – Płowi wygnańcy to w końcu była nasza prawdziwa
misja. Dobrze mówię?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Laura, uspokój się! – krzyknął drugi żołnierz,
lecz w tych słowach nie czaił się gniew, jedynie zdenerwowanie sytuacją i tym,
co niosła ze sobą. Mężczyzna otarł strużki potu z twarzy i błagalnie spojrzał w
stronę kobiety. Ciemne oczy zdawały się ziać bezdenną czarną pustką i namacalnie
odbijały się na ciele agentki. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Kapitanie Kittredge – zwrócił się do
milczącego mężczyzny żołnierz zajmujący miejsce obok Laury. Wyglądał na
młodego, ale potrafiącego opanować warujące uczuciami wnętrze. Spokój z jakim się
odnosił wydawał się bez emocjonalny i zobojętniały na wszystko, jednakże
jasnowłosy chłopak podchodził do sytuacji z dystansem, analizując je i unikając
gorączkowych decyzji czy słów, osądzał wydarzenia w głębi siebie. – To nie było
ważne, tak? Chodziło tylko o białolicego awraga?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 12.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Płowi wygnańcy oficjalnie zostają uznani
za wymarłych – odezwał się po chwili siedzenia w zupełnej ciszy. Przemyślał to,
o czym zamierzał mówić i uznał, że to wyjaśnienie będzie w zupełności wystarczające.
Chociaż wiedział, że zarząd liczył na odkrycie osobników płowego wyglądu,
postawiono mu konkretny warunek przywiezienia albinosa do uzupełniania brakującego
obiektu badań po zdechłym niedawno tygrysie. Zadanie wykonał. - Pewne istoty
powinny żyć w ukryciu, a ich istnienie okryte mianem
nieudowodnionego. Nasza misja została wypełniona w stu procentach, to po co
przyjechaliśmy jest z nami i temat nie podlega dyskusji. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></i></span></div>
<br />Gnijące Jasnowłose Dziewczęhttp://www.blogger.com/profile/12780061771638815888noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6979663457089036426.post-12186241274474232712013-05-20T08:08:00.000-07:002013-05-20T08:55:00.038-07:00Cisza przed wojną<div style="text-align: justify;">
Oto rodzi się nowa historia o sile i pięknie natury, i zadufaniu ludzkich bytów. Historia fantastyczna, pełna mistycyzmu i zrazem mroczna, i ponura ze stworami koszmarnymi i rzeziami niewiniątek. Będzie o przyjaźni między istotami zbyt różnymi od siebie i o walce o surowce, które ludzie przywłaszczyli sobie bezprawnie. Gdzieś wplatają się również byty, które powinny być martwe, a jednak w dziwny sposób odnalazły drogę do życia w gnijącej nieustannie formie. <span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> </span></div>
Gnijące Jasnowłose Dziewczęhttp://www.blogger.com/profile/12780061771638815888noreply@blogger.com0